Cześć, zaczynam sobie nowy cykl na blogu – takie comiesięczne podsumowanie fotograficzne. Robię bardzo dużo zdjęć codzienności, lubię te zdjęcia i chciałabym, żeby może w jakimś stopniu zachęciły i Was do częstszego sięgania po aparat? 🙂
W maju fotograficznie działo się sporo. Przede wszystkim na początku miesiąca ruszył mój kurs i to na nim skoncentrowałam wszystkie swoje moce. Dlatego kiedy już wszystko było gotowe, tym chętniej chwyciłam za aparat, żeby się trochę wyluzować i zrobić w końcu zdjęcia „byle jakie”, tylko dla mnie i bez żadnej spiny 😀 Pokażę Wam dzisiaj kilka (-dziesiąt).
Maj to sesje w owocowych sadach!
Ja swojego sadu nie mam i nie mam też żadnego znajomego sadownika, a po obcych się nie plączę 😀 Ale w tym roku skorzystałam z zaproszenia Ani Dedo i pewnej pięknej soboty zabrałam swoją ekipę i przyjechałam zrobić jej rodzinie sesję, a przy okazji pobuszować tam z moją Helą.
Mam z tych krótkich momentów tyle przepięknym zdjęć, że nie starczyłoby mi życia, żebym je wszystkie pokazała na Instagramie, więc z największą przyjemnością wrzucam tutaj. Czy było łatwo zrobić sesję z aktywnymi 2-latką i 3-latkiem? O mój Boże, nie. Czy było warto się pomęczyć i poskakać wokół nich, dać im lizaki i żelki do wyjadania z koszyczka, żeby choć na chwilę skupić ich uwagę na czymś poza bieganiem w kółko? Zdecydowanie tak 😀 Teraz
Helka wspomina zdjęcia z Jankiem, jak największa przygodę ostatnich miesięcy i wciąż chce jeździć „na sesję”. Nie wiem, czy powinnam ją uświadamiać, że żelki nie rosną na czereśniach 😉 Ale i ta i kolejne sesje z maluchami dały mi trochę przemyśleń i luzu, na temat tego jak „powinna” wyglądać sesja z dziećmi. Napisałam nawet o tym ostatnio kilka słów.
Na tej sesji odkryłam też swój stary-nowy obiektyw Sigma Art 85mm f/1.4. Nie wyciągałam go z plecaka już chyba kilka lat. Nie mogę sobie przypomnieć, na której sesji w plenerze używałam go po raz ostatni. A tutaj proszę – całą sesję Ani i te zdjęcia naszych dzieci zrobiłam właśnie tą 85-tką i jestem w absolutnym zdziwieniu, jak te zdjęcia są ostre i jednocześnie przepięknie rozmyte. To nie jest moja ulubiona ogniskowa, jest trudna i wymaga wzięcia większego dystansu od fotografowanych (a ja tego nie lubię, wolę być bliżej), ale efekt odcięcia od tła ma naprawdę imponujący. Fajnie tak odkryć coś nowego w swojej kolekcji (nie mam jej zbyt wielkiej – tylko 3: 35mm, 50mm i właśnie 85mm).
W maju najpiękniejsze są zachody słońca.
W maju w końcu przychodzi do naszego domu wieczorne światło. Promienie są już na tyle długie, że zaglądają na ściany i do kątów pod oknem. Jak ja to lubię! Lubię obserwować jak zmienia się oświetlenie w naszym domu w ciągu roku – wiem, że promienie słońca dochodzą na stół kuchenny tylko w styczniu i lutym i że dopiero we wrześniu dosięgają półki nad telewizorem. A najlepsze zdjęcia w ostrym słońcu na podłodze mogę robić w marcu.
Polecam Wam takie obserwacje, może nawet zapisywanie gdzieś w kalendarzu. Znajomość własnych czterech kątów w tym kierunku super się sprawdza, jeśli robicie dużo zdjeć w domu.
Własny styl a podążanie za światłem?
Wrzuciłam też ostatnio na swoje konto na Instagramie te zdjęcia z naszego ogródka działkowego, zrobione w trochę innym stylu niż zazwyczaj są moje zdjęcia. I… wzbudziły tak duże zainteresowanie, że aż sama się tym zdziwiłam!
To fakt, są dużo ciemniejsze niż te, które robię zazwyczaj – a wszystko dlatego, że tym razem postanowiłam po prostu podążać za światłem, które było – a było mocne, ciepłe i bardzo plastyczne. To nie są wymuskane, idealne zdjęcie – nie zależało mi na takich. Chciałam za to oddać naszą radość z pierwszych ciepłych dni w ogródku, którym w końcu możemy się cieszyć tak w 100%! Chyba się to udało, bo wiele z dziewczyn na Instagramie pisało mi, że oddałam ducha dzieciństwa i przywołałam wspomnienia. Fajne uczucie!
A ja cieszę się, że mój styl w końcu przestał mnie ograniczać. Już nie muszę robić tylko jasnych zdjęć, mogę takie jakie dyktuje mi dana chwila. To może wydawać się wielu z Was banalne, ale mnie przez długi czas trzymało w ramach i nie pozwalało wyjść poza nie. To temat na dłuższą rozprawkę, do której szykuję się już od dłuższego czasu 🙂 Może w końcu dojrzeję do spisania kilku słów.
Poniższe zdjęcia to kolejna odsłona naszej codzienności i tym razem już zgodnie z idealną jasnością naszego mieszkania na 7 piętrze – kocham ilość światła, jak mamy w domu!
Sesja w lilakach kwitnących w Łazienkach
W połowie maja w końcu zakwitły lilaki, czyli potocznie mówiąc bzy 🙂 Jest ich cała masa w Łazienkach Królewskich, ale te największe krzewy są niestety blisko Pałacu na Wodzie i zawsze jest tam masa ludzi. Kiedy dotarłam tam z Helą, nie było szans na spokojne tarzanie się trawie, bo co kawałek była jakaś sesja. Dosłownie na 5 minut dorwałyśmy pustą ławkę, ale akurat zaszło słońce i nic nie wyszło ze zdjęć.
Na szczęście potem ogarnęła nas Natalia, którą możecie już znać z tego wpisu o sesji z dziećmi w 10 minut 😀 Znalazła idealne miejsce – jeden krzak, ze słońcem w tle, które jeszcze dość mocno świeciło, ale krzew był na tyle duży, że udało się idealnie skryć w jego cieniu. Zapach lilaku – obłędny! Może oszołomić na długo. Tak się cieszę, ze udało nam się tam dotrzeć i posiedzieć pod nich choćby pół godziny.
Nie było łatwo wszystko okiełznać, ale wiecie co… warto, naprawdę warto się przemęczyć ciut 🙂
Przed i po - edycja moimi presetami
Uwielbiam obróbkę! Ten moment, kiedy w spokoju siadam przed komputerem, żeby dokończyć dzieła. Od ponad już roku używam tylko swoich presetów – Daylight, najcześciej tego jednego, podstawowego, nazwanego nota bene przeze mnie Clean Base. Potem kilka pociągnięć suwakami ekspozycji, balansu bieli i mamy to.
Edycja to dla mnie bardzo ważny etap fotografowania. Zdjęcia prosto z aparatu to wciąż pliki, które jeszcze muszę dokończyć, choćby niewielkimi zmianami. Czasem ta obróbka jest bardzo podstawowa, czasem muszę poklikać trochę dłużej. Ale zawsze daje super satysfakcję z tego finalnego efektu.
Jeśli chcielibyście poczytać więcej o resetach, zajrzyjcie do tego wpisu lub po prostu do mojego sklepu.
Domowe zdjęcia to nasza codzienność
I na tym chyba skończymy 🙂 Fajny ten maj był, choć zdecydowanie zbyt szybko i zbyt zimno się kończy. Niech nam czerwiec przyniesie piękną pogodę i mnóstwo cudownych plenerów!