Pogadajmy dziś o relacjach!
Co sprawia, że zwyczajne kontakty biznesowe przekształcają się w przyjaźnie, a jedno spotkanie z klientem może zupełnie zmienić całe zlecenie, jakie mam przed sobą? Opowiem Wam dzisiaj, jak wyglądają zawodowe więzi z punktu widzenia fotografa 😉
Przyjaźnie z moimi klientami
To mój ulubiony aspekt bycia fotografem ślubnym. W ciągu roku poznaję naprawdę sporo par, które przychodzą do mnie z jednego powodu – bo chcą, żebym to właśnie ja fotografowała ich w najważniejszych chwilach w życiu. No powiedzcie sami, czy może być lepszy początek znajomości? 🙂 Często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne i dla mnie i dla nich jest to pierwsze spotkanie,m poznanie się, złapanie flow. I że ja wręcz marzę o tym, żeby po pierwszym były kolejne!
Miałam ostatnio okazję obserwować z boku kamerzystów na ślubie (…). Uderzyło mnie to, że nie pamiętali imion Państwa Młodych – zwracali się do nich bezosobowo – Ty, Młody, Młoda – a całą energię poświęcali na suche komentarze „ręka w prawo, dłoń na ramię, głowa do tyłu” Stałam sobie z boku, patrzyłam i myślałam..
Dla mnie każdy ślub – naprawdę każdy, mimo, że jest ich ogrom w całym sezonie – jest wyjątkowy. Bo Wy jesteście wyjątkowi! Tak, pamiętam imię każdego z Was, pamiętam, że macie kota, psa czy królika. Wiem, że Mamie zależało na zdjęciu z Babcią, a Tacie ze wszystkimi synami. Pamiętam o naszych ustaleniach sprzed ślubu To jest wyczerpujące, przyznaję – ale czuję, że jeśli się kocha to co robi, a nie mechanicznie wykonuje swoją pracę, to da się ten ciężar udźwignąć Chcę mieć tą siłę jeszcze długo!
To wpis z mojej strony na Facebooku, który opublikowałam krótko po jednym ze ślubów w tym roku. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest sporo ludzi, którzy popukają się w głowę i powiedzą, że to bzdury i przecież nie czynię żadnej filozofii na tym reportażu – po prostu robię zdjęcia. Po pierwsze staram się od takich ludzi trzymać z daleka 😀 a po drugie – to nie są zwykłe zdjęcia. To nie jest reportaż z maratonu. To są tony emocji, wrażeń, chwil tak ulotnych, że czasem aż mi żal, że nie ogarniam 3 aparatów na raz 😉
O tym, jak ważne jest dobre poznanie się przed reportażem ślubnym piszę na mojej stronie z ofertą ślubną i zawsze wspominam o tym w mailach. Namawiam na sesje narzeczeńskie, nie dlatego, że to dobrze działa na mój biznes 😉 ale dlatego, że chcę Was poznać, zaznajomić z moim aparatem, pokazać jak pracuję i jaką jestem osobą, kiedy wstaję zza biurka i ruszam w teren. Fotografowanie zupełnie obcych mi ludzi jest dużym wyzwaniem, ponieważ zwyczajnie ciężko jest się otworzyć przed obcym człowiekiem. Bycie z parą w takich ważnych momentach bardzo do siebie zbliża. Widzę rozterki, nieprzewidziane wpadki, tzw. first looki, podczas których para młoda widzi się po raz pierwszy – to chwile bardzo, bardzo intymne. Nie można obok tego przejść obojętnie i tylko zrobić zdjęcia.
Pomyślcie, przed kim chcecie się otworzyć? Przed obcą osobą z wielkim aparatem, czy może przed dobrą znajomą, która wie już jak Was rozśmieszyć? 🙂 Dziękuję, że często to rozumiecie i cieszę się, kiedy sami nalegacie na te spotkania i sesje!
Naprawdę uwielbiam, kiedy moje znajomości zawodowe płynnie przechodzą na stronę prywatną. Właśnie z Barcelony wyfrunęła moja ostatnia jesienna para młoda – Marta i Wojtek. Spędziliśmy tu razem kilka chwil przede wszystkim na sesji (a w zasadzie dwóch!), ale parę razy wpadli też do nas na kolację z workami ośmiorniczek, my ugościliśmy ich tutejszym winem i katalońską cavą – i ani się obejrzeliśmy, jak zapraszaliśmy się wzajemnie na kolejne spotkania 🙂 To nic innego jak wynik kilku spotkań przed ślubem, dzielenia się wrażeniami, długich rozmów i wzajemnego zaufania. A to tylko jeden przykład – choć mogłabym ich wymienić wiele, wiele więcej – z samego 2016 roku!
Kiepski ze mnie introwertyk
Śmieję się, że w mój zawód wpisane jest ryzyko poznawania wciąż nowych ludzi. Nigdy nie ukrywałam, że to dla mnie jeden z najtrudniejszych poziomów prowadzenia biznesu: odbieranie telefonów od obcych ludzi, chodzenie na spotkania z nieznajomymi, wymienianie się wizytówkami – te sprawy często na początku przyprawiały mnie o nieprzyjemne dreszcze. Jestem dość nieśmiałą osobą (pewnie część z Was uśmiechnie się teraz pod nosem) i nigdy nie miałam wielkiej siły przebicia wśród tłumu. Telefonów z nieznanych numerów nie odbierałam, pizzę zamawiałam tylko przez internet, a wyprawę do Urzędu Gminy/Pracy/Skarbowego odchorowywałam przez tydzień. I nagle, po otworzeniu firmy, wszystko musiało się zmienić 🙂 Ale, o matko, totalnie tego nie żałuję! Poznałam tylu fantastycznych ludzi dzięki temu, co robię, że teraz zdecydowanie wybieram rozmowę zamiast chowania się po kątach 😉
Cieszę się, że wiele z Was widzi w tym co robię prawdziwą mnie. Ostatnio analizowałam sobie wyniki ankiety, która pomaga mi stworzyć dla Was kurs fotograficzny online, i co zobaczyłam? Wśród wielu przemiłych wiadomości znalazła się taka perełka:
Mam wrażenie, ze jesteś bardzo poukładana i każda czynność związana z tematyką fotografii przychodzi Ci z taką lekkością. Bardzo chciałabym wprowadzić w życie takie wskazówki. Do tego bardzo lubię Twój kontakt z nami na FB. Piszesz tak prosto z serca.
Miód na me serce, a przy tym sama prawda – kontakt z Wami przychodzi mi z wielką łatwością. Piszę o tym, co lubię, co się naprawdę u mnie dzieje, co fajnego ostatnio zrobiłam. I zawsze marzyłam o tym, żeby moje zdjęcia wzbudzały emocje – żeby żyły swoim życiem, a ludzie na nie reagowali. Bo tylko wtedy mają sens. Nie chcę żeby wisiały w pięknych galeriach na ścianie, jeśli nikt nie będzie na nie patrzył. Mogą leżeć na stole w kuchni, jeśli to sprawi że patrząc na nie będziecie się uśmiechać i wspominać 🙂 Zdjęcia łączą nie dlatego, że są pięknie wykonane – ale tego, że przekazują emocje, a tych nie zabraknie jeśli otworzycie się przed fotografem i zaufacie mu w 100% 🙂
Jestem bardzo ciekawa, jak Wy postrzegacie takie emocjonalne fotografowanie? Czy to dla Was ważne, czy bylibyście w stanie się zaprzyjaźnić z fotografem?
[FM_form id=”1″]